We wtorek 13 grudnia pojechaliśmy do Paryża. Nie była to męcząca podróż, bo ten Paryż to urokliwa leśniczówka ukryta w lesie, jedynie 70 km od Warszawy.
Było bajkowo. Biały, świeży śnieg przykrywał nie tylko polany, ale i leśne ścieżki, a świerkowe gałęzie wyglądały jakby przykryte były puchową pierzyną.
Na świeżym śniegu idealnie odciskały się tropy mieszkańców lasu – zająca, sarny i lisa. Najwięcej było ich przy paśniku z lizawką.
Po spacerze, podczas którego nie zabrakło bitwy na śnieżki, toczenia wielkich kul i robienia w śniegu aniołków, wróciliśmy do leśniczówki. A tam czekały kolejne atrakcje – na dębowych deseczkach powstawały świąteczne świeczniki, ozdobione szyszkami, gałązkami świerku i mchem. Ci, którzy woleli więcej kolorów, dokładali do nich błyszczące kokardki, brokatowe gwiazdki i połyskujące renifery.
Potem w kuchni przemiła pani uczyła zlepiać pierogi tak, by powstała falbanka. Pierogi były doskonałe, o czym wszyscy przekonali się podczas wigilijnego obiadu – rekordziści zjedli ich ponad 15.
Zdobione lukrem pierniczki przywiezione zostały do Warszawy i zjedzone przez dzieci następnego dnia na drugie śniadania.
Podwarszawski Paryż to urocze miejsce z przemiłymi gospodarzami leśniczówki. A prawdziwa, biała, śnieżna zima okazała się na tyle łagodna, że mróz nie szczypał w nos, a stopy nie przemarzły do szpiku kości. (mw)